Storczykowe Pastwisko

Toronto

- tamtą? - zastanowił się chwilę usiłując sobie przypomnieć która to była - a tą... po co ją sprawdzasz? - spytał unosząc łeb, jednocześnie przyglądał jej sie bacznie

Kasandra

- Zaciekawiła mnie. - powiedziałam po chwili. - Ja chyba ją też. Czemu mi się tak przyglądasz ?

Toronto

- chyba sie zawiesiłem, albo zaciekawiłem - wyszczerzył zęby i skubnął ją w łopatkę

Kasandra

Trąciłam go mocno łbem. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Zastrzygłam uszami i machnęłam ogonem.

Toronto

Przekrzywił lekko łeb - a kiedyś ktoś na Tobie jeździł? - spytał... - mieszkałaś kiedyś u ludzi? - jakoś nagle zainteresował go ten temat

Kasandra

Parsknęłam niezadowolona gdy to usłyszałam. Zniżyłam łeb.
- Jasne, że tak. - odpowiedziałam. - Urodziłam się u ludzi. Moja matka biegała w gonitwach a ojciec pokonywał przeszkody. Tak słyszałam bo nigdy go nie widziałam. Mnie próbowali okiełznań, ale na tym się skończyło. Na więcej im nie pozwoliłam.

Toronto

- okieco? - spytał, nie miał bladego pojęcia o zajeżdżaniu, dla niego człowiek to tylko istota która go oporządzała... - co to znaczy okie...yy..

Kasandra

- Okiełznać. - odpowiedziałam gorzko. - Wsadzają Ci do pyska krótki, stalowy pręt. Nie jest to szczególnie bolesne, ale bardzo, bardzo nieprzyjemne.

Toronto

- po co to sie robi? - zadawał pytania, w końcu zdał sobie sprawę z tego że zachowuje się jak nic niewiedzący źreb... ale cóż kiedyś musiał o to spytać...

Kasandra

- Po bokach tego prętu są kółka, a dookoła Twojej szyi, taka...długa linka, zaczepiona do każdego z kółek. To są wodze. Dzięki temu człowiek kiedy jest na koniu, kieruje nim. Widziałam takie rzeczy wiele razy. Wiele koni mówiło mi, że jak trafisz na dobrego człowieka, to nie jest to nic strasznego, ale ja wolę uważać.
Nie wiedziałam czemu Toronto o to wszystko wypytuje. Czyżby tego nie wiedział ? Może. Ja sama nie wiedziałam jeszcze wielu rzeczy, ale nie chciałam zaprzątać sobie głowy niemiłymi rzeczami.

Toronto

- Ludzie to jednak potwory... - stwierdził w koncu i podsząsnął łbem, nie chciał już o nic więcej pytać, bał się tego czego jeszcze mógł się o nich dowiedzieć, chyba wolał żyć w niewiedzy,

Insomnia

In ocknęła się. Powstała i wygalopowała stąd czym prędzej.

Toronto

Spojrzał za odbiegającą klaczą parskając obojętnie, kręcił przy tym łbem

Senthia'Bonellii

W kłusowała z gracją wraz z Altivem.. Machnęła uwodzicielsko ogonem.. I zaczęła skubać trawę..
Grzywę i ogon rozwiewał jej wiatr..Wyglądało to bardzo pociągająco..

Toronto

Spojrzał na przybyłą klacz i parsknął, zaczął spokojnie skubać trawę

Po dłuższym czasie wybiegł z pastwiska, gnał przed siebie jakby miał wyznaczony jakiś wielki cel... po chwili zniknął..