Samotne jezioro.

Danny Saucedo

// a no to myslalam o czym innym a pisalam co innego xD... ale nie mialo byc tak, no ale trudno... xD //

Wyszedł z wody ... byla stanowczo za zimna dla niego... - Chyba będe się zbierał powoli... - powiedział w kierunku znajomych... - Miło było poznać, do zobaczenia... - pożegnał się i skierował się w stronę osiedla...

Elissa

- narazie - powiedziała z uśmiechem, odprowadziła Dannego wzrokiem, później znów spojrzała na taranta

Amor

// Ach, ok. Gubię się juz w tych odpowiedziach xD
więc , sorry //

Dalej stał i strzygł uszami.

Elissa

położyła się na brzuchu i rysowała coś na piasku, co jakis czas spoglądała na ogiera

Danny Saucedo

Danny przyśpieszył kroku i już po chwili zniknął w chmurze spalin samochodowych...

<z>

Elissa

Po krótkim czasie ona też wstała i zaczęła kierować się w jakieś odległe miejsce... zniknęła za krzewami posyłając ogierowi ostatnie spojrzenie.

Rukia

Wolnym krokiem przywędrowała nad jezioro. Szukała miejsca, w którym nikt nie będize jej zbytnio przeszkadzał. W sumie mogła znaleźć to wszędzie, nikt nie miał ochoty jej zaczepiać. Powiedzmy sobie szczerze - nie była lubiana.
Jej oczom ukazał się łaciaty koń i chłopak. Wystarczająco.
Usiadła pod drzewem na kępie mchu uważnie obserwując otoczenie.

Amor

Obserwował całą sytuację z daleka. Zauważył nową dziewczynę , zastrzygł uszami i machną ogonem. Zaczął skubać trawę.

Rukia

Delikatnie uśmiechnęła się w stronę konia. Oparła podbródek o dłoń, uparcie wpatrując się w horyzont. Może czeka ją dziś coś ciekawego?
Westchnęła. To graniczyło z cudem.

Amor

Zarżał głośno i juz stał kilka metrów od Ruki. Zastrzygł uszami i machną ogonem zaciekawiony.

Chelsea

Przyszła w nadziei, że znajdzie tu chwilę spokoju. Chyba tylko obecność koni byłaby dla niej równie kojąca.

Savoona

Wzdłuż plaży wolnym stępem szła Savoona. Jej śnieżnobiała sierść odbijała blade promienie słoneczne, sprawiając że klacz wyglądała nader imponująco. Długie, zgrabne nogi wyrafinowanego skoczka prowadziły ją pewnie i spokojnie. Arabka rozglądała się na boki z zainteresowaniem.

Chelsea

Chelsea zerknęła spod zmrużonych oczu na białą plamę posuwającą się wzdłuż plaży. Otworzywszy oczy zauważyła, że jest to śnieżnobiała klacz arabska. Miała wręcz idealny chód.
- Cześć, śnieżynko. - nie była pewna, czy Savoona zrozumie, że mówi do niej. Wyciagnęla ku niej rękę.

Savoona

Sav nadstawiła uszu. Od zawsze była wyczulona na dźwięk ludzkiego głosu. Parsknęła, zwalniając. Powoli jednak zaczęła zbliżać się do wyciągniętej dłoni dziewczyny. Klacz pałała do ludzi ufnością, bo od urodzenia przebywała wśród nich.

Chelsea

Dziewczyna nie ruszała się, wiedząc, że klacz może się spłoszyć. Chociaż nie wyglądała na taką. Jej oczy przepełniała ufność.
- Cześć, maleńka, jak się masz? Masz właściciela? Gdzie on jest? Nie widziałam jeszcze tak pięknej arabki. - przemawiała do klaczy spokojnym głosem, nie wiedząc nawet o czym mówi.